Po nocnej podrozy autobusem i porannej promem wreszcie dotarlismy na wymarzone miejsce odpoczynku. Przywitala nas oplata wejsciowa, tlum naganiaczy i "kapitanow" malutkich taxi boat.
Wyspa nie jest duza, ale jej przejscie, przez wzglad na gorzysty charakter, potrafi byc bardzo meczace. Zatrzymalismy sie w milym resorcie Viking, w poblizu Long Beach. Osrodek zrobil na nas wrazenie oferujac klimat, dzikosc lokalizacji i namiastke prywatnosci w najnizszej cenie za prawdziwy bungalow z widokiem na ocean. Hamak na werandzie to bylo to czego potrzebowalismy.
Nie ma co ukrywac ze wyspa nie jest juz miejscem dzikim, ale ciagle ma swoj charakter. Poza sezonem tlumu nie ma jest tylko lekki scisk. Wybierajac sie do miasta trzeba uzbroic sie w cierpliwosc, bo powszechne jest namawianie do wydawania pieniedzy ("taxi boat?", "any diving today, guys?", "buy one, get one free", "best fireshow only tonight" i wiele innych) i rozdawanie ulotek, ktorych nie ma gdzie wyrzucic.
Warto skorzystac z oferty calodziennej wycieczki ze snorkelingiem, zachodem slonca i wizyta w Maya Bay i na sasiednich wysepkach. Uwaga, opcja z wyzywieniem czesto nie pozwala sie najesc, a nawet zaspokoic glodu potegowanego wysilkiem fizycznym.